Phil Bosmans: ksiądz, który sprzedał 10 mln książek o szczęściu. Mistrz prostoty i spełnienia
Uważał, że jesteśmy świadkami „bankructwa cywilizacji”. Mamy wszystko i mimo to nie jesteśmy szczęśliwi. „Czas to nie droga szybkiego ruchu pomiędzy kołyską a grobem. Czas – to miejsce na zaparkowanie pod słońcem” – pisał.
Phil Bosmans. Przez lata to nazwisko elektryzowało wydawców i gwarantowało sukces sprzedażowy, a czytelnicy chętnie sięgali po kolejne tomy wypełnione krótkimi, celnymi radami pod wspólnymi hasłami: jak być szczęśliwym, jak nie zwariować, jak wierzyć i jak kochać. Poradniki szczęścia, zbiory złotych myśli – tym były i wciąż są niewielkie tomiki napisane przez belgijskiego kapłana. Ale kim tak naprawdę był ich autor?
W lipcu obchodziłby stulecie urodzin. Belgijski ksiądz, który sprzedał 10 milionów książek słynął z tego, że trafnie diagnozował ludzkie problemy i zalecał zdecydowane kroki, by je rozwiązać. Nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Bezdomni i byli więźniowie, którym pomagał, oszukiwali go i okradali, mimo to nie przestawał nieść im pomocy.
Był mistrzem słuchania. Całymi dniami odwiedzał ludzi i słuchał ich historii, docierał także do osób spoza własnej parafii. „Każdy człowiek ma swoją historię – mawiał. – Ważne, by wreszcie mógł ją komuś opowiedzieć”.
Phil Bosmans: zakonnik od św. Ludwika
Ojciec Phil Bosmans był fenomenem. Znieważany i wyśmiewany przez intelektualistów, uwielbiany przez tysiące zwykłych ludzi, którzy na co dzień też doświadczają znieważania i wyśmiewania.
Urodził się w Gruitrode w Limburgii 1 lipca 1922 r. w chłopskiej rodzinie flamandzkiej, miał troje rodzeństwa. Rok przed wybuchem wojny, w 1938 r., Bosmansowie przeprowadzili się do Genk. Rodzice nie byli zamożni, ale dzięki pomocy ciotki Phil dostał szansę podjęcia studiów niedaleko Leuven.
W 1941 r. wstąpił do Zgromadzenia Ojców Misjonarzy Montfortanów, założonego przez św. Ludwika Marię Grignion de Montforta. W klasztorze w Rotselaar pozostał do końca wojny. W 1945 r. przeniósł się do Oirschot w Holandii i tu 7 marca 1948 r. przyjął święcenia kapłańskie.
W 1954 r. uległ wypadkowi, musiał zmienić dotychczasowy sposób posługi, i to wtedy zaangażował się w prace Stowarzyszenia bez Nazwy, które niosło pomoc najbardziej potrzebującym. Był szefem tego ruchu aż do 1991 r. W 1972 r. zadebiutował jako pisarz. Wychowany w ubogiej rodzinie był mistrzem definiowania i przeżywania szczęścia.
„Bankructwo cywilizacji”
„Słuchałem ludzi żyjących w dobrobycie, którzy mieli to, czego chcieli i mogli kupić to, o czym marzyli, i którzy siedzieli, nieszczęśliwi, ze słowami: To już nic dla mnie nie znaczy, jestem zmęczony wszystkim” – mówił o. Bosmans w jednym z wywiadów.
Zaangażowany w pomoc ludziom z różnych środowisk dokonywał na bieżąco analizy przyczyn ich życiowych dramatów. Był stanowczy i do nikogo się nie przymilał, po wysłuchaniu mówił, co myśli i jak należy postąpić.
Uważał, że jesteśmy świadkami „bankructwa cywilizacji”. Mamy wszystko i mimo to nie jesteśmy szczęśliwi. Bogaci i piękni umierają w najdroższych apartamentach świata, często sami wybierając śmierć jako sposób na ulgę w cierpieniu. Przyczynę tych dramatów widział w zbiorowym uznaniu dogmatu, że za pieniądze można kupić wszystko.
Rosnąca popularność i znaczenie marketów, salonów sprzedaży dóbr wszelakich i reklamy, która wmawia ci, że potrzebujesz posiadać coś, o istnieniu czego jeszcze wczoraj nie miałeś pojęcia, przerażały go. Bardzo krytycznie oceniał współczesność opartą na konsumpcji. „Najgorsze, że ludzie żyją dla zakupów, dla prestiżu, dla władzy. Nastąpił zanik prawdziwych więzi między ludźmi. Jeszcze trochę, a komputer zastąpi pocałunek żony. A bardziej od pieniędzy potrzebujesz miłości. Miłość to siła nabywcza szczęścia” – radził w jednej z książek.
Dzieci
Martwił się, że świat nie chce dzieci. Odkrywał, że ludzie uważają zajmowanie się dzieckiem jako zamach na ich wolność, stratę czasu, który można poświęcić na podróże albo rozwój kariery. Przerażało go odkrycie, że gdy ludzie już decydują się na dziecko, to odliczają czas do jego samodzielności, że bycie mamą i tatą przez 24 godziny męczy ich i ogranicza.
„Kto potrafi cieszyć się dzieckiem, potrafi cieszyć się życiem. Dziecko to dar od Boga, które zakwita pod wpływem miłości” – pisał. Odważnie wieścił też koniec zachodniej cywilizacji, jeśli ludzie nie zmienią podejścia do dzieci.
„Dziecko jest coraz bardziej zapomniane, coraz mniej ważne. Nie ma już miejsca dla dziecka tam, gdzie ludzi wziął w posiadanie dobrobyt, samochód, wolny czas. Dziecko żyjące na Zachodzie jest albo nadmiernie rozpieszczone, albo zaniedbane i pozostawione samemu sobie. Jeśli nie zmienimy naszego stylu życia, nikt nie powstrzyma tego, że któregoś dnia Zachód zaludni się dziećmi z ubogich krajów. Dzieci nie są u nas mile widziane. Nie są bezpieczne nawet w łonie własnych matek – jest to znak, że nasze narody, wbrew pięknym teoriom, są śmiertelnie chore. Dorośli, zróbcie miejsce dla dziecka!” – wołał w 1992 r. w książce TAK powiedziane życiu.
Jaki jest twój dom?
Rady, które dawał w swoich książkach, trafiały w sedno tych spraw, którymi na co dzień żyjemy – rodzina, relacje, miłość. Zalecał proste kroki, pytał o najważniejsze sprawy.
„Żyjesz naprawdę? – zagadywał. A może jesteś tylko zaprogramowany i popychany z zewnątrz, jak jakaś rzecz na taśmie produkcyjnej, gdzie wytwarza się artykuły powszechnego użytku. Czy wiesz, ile radości i szczęścia tracisz każdego dnia?
Niech twój samochód raz wreszcie postoi w garażu, a ty ciesz się wspólnym pobytem wszystkich w domu. Zajmij się dziećmi, a nie gazetą. Wyłącz czasem telewizor i te ostatnie pół godziny dnia przeżyj ze swoim współmałżonkiem, a nie obok. Do bardzo ważnych spraw w rodzinie należy wspólne spożywanie posiłków.
Spróbuj być szczęśliwy, tak po prostu, na co dzień. Przede wszystkim nie szukaj szczęścia w martwych, bezdusznych przedmiotach. Szukaj go najpierw w domu, w swych serdecznych związkach z rodziną” – radził w latach 80. XX w., gdy nie było jeszcze internetu i smartfonów, prawdziwych złodziei rodzinnego czasu.
Jak być szczęśliwym
Na pytanie o to, jak być szczęśliwym, które w 2004 r. postawiła mu polska dziennikarka, Katarzyna Szymańska-Borginon, odpowiedział: „Na początek trzeba zaakceptować swoje życie. Wielu ludzi nie zgadza się z samymi sobą, a wtedy walczą ze swoim ja. Często ludzie za bardzo marzą i są nieszczęśliwi, bo ich marzenia nie mogą się spełnić.
Wierzę w Boga i w Jego ręce powierzam całe moje życie. W Jego objęciach czuję się jak u siebie w domu”.
Jednocześnie bardzo obawiał się tego, co przyniesie przyszłość. Każdego dnia odwiedzając rodziny i domy osób potrzebujących pomocy widział, z bliska, jak wielkie spustoszenie powoduje brak miłości i częste rozwody.
„W przyszłości będzie trudno – mówił. Jest tak wiele rozwodów. Rozwód to nie tylko pęknięcie więzi między dorosłymi. To także pęknięcie w osobowości dziecka. Rozwód głębiej dotyka dziecko, niż myślimy. Jak takie dziecko może potem kochać, jeżeli nie wierzy już w miłość?” – pytał w 2004 r.
Miłość do złych ludzi
W 1959 r. wymyślił warsztaty dla byłych więźniów. Pomoc, którą niósł, była realna, ale przyniosła też wiele smutku. Mimo to nie zniechęcał się, walczył, czasem z nimi samymi o ich lepszy los.
„Wielu z nich mnie rozczarowało, okradło, zniszczyło to, co staraliśmy się stworzyć. Znowu więc trafiali do więzienia. Potem wracali. Ale bardzo ich wszystkich kochałem. Wiedziałem, że bardzo trudno jest im kochać, bo nigdy nie zaznali miłości”.
Gdy w latach 90. media obiegła szokująca informacja o gwałtach i morderstwach na dziewczynkach dokonanych przez Marca Dutroux, belgijskiego seryjnego mordercę, wyznał w wywiadzie, że to, co czuje i myśli jest bardzo trudne, ale gdyby spotkał Dutroux „nigdy nie dałby mu odczuć, że czuje do niego niechęć”.
„Czas to nie droga szybkiego ruchu pomiędzy kołyską a grobem. Czas – to miejsce na zaparkowanie pod słońcem” – pisał i sądził, że ludzie wybierający zło muszą być głęboko zranieni brakiem dobra.
Nie nawracał na siłę
„Kto żyje w miłości, żyje – świadomie czy nieświadomie – w polu magnetycznym Boga, który jest miłością” – pisał, a w książce Rozmowy do-prawdy mówił, że Bóg jest miłością, a prawdziwa miłość pochodzi od Niego. Także miłość ludzi, którzy nie wierzą w Boga.
„Mam wielu niewierzących przyjaciół. Mówię im, że znajdują się w polu magnetycznym Boga, w którego ja wierzę. To są bardzo dobrzy, kochani ludzie, ale mówią, że nie potrafią uwierzyć w Boga. Tłumaczę im więc: pozostań taki dobry, jaki jesteś, bo twoje dobro także pochodzi od Boga” – przekonywał o. Bosmans.
Nie oceniał ludzi, przez całe życie uczył się ich akceptować. „Przekonałem się, że ludzi trzeba kochać takich, jacy są. Bo nie ma innych ludzi” – wyjaśniał.
Śmierć – przygotowania
Do swojej śmierci przygotowywał się od zawsze, przez częste o niej myślenie. „Dla mnie śmierć to spotkanie z Bogiem. Powrót dziecka do Ojca. Bóg mnie kocha nie tylko, gdy żyję, ale będzie mnie jeszcze bardziej kochał, gdy umrę. To jest dla mnie wielkie pocieszenie” – mówił w wywiadzie.
Na pytanie, co by zabrał ze sobą, gdyby można było coś ze sobą wziąć w podróż w tamtą stronę, odpowiedział, że nic. „Przygotować się do śmierci oznacza również nauczyć się pozostawiać, porzucać. W życiu gromadzimy wiele rzeczy: książki, podarunki od przyjaciół, zdjęcia bliskich. Trzeba wszystko zostawić. Jedyne, co pozostaje, to miłość. Miłość nie umiera. Ona jedyna przetrwa” – mówił.
Fenomen książek o. Bosmansa
W 1972 r. wydawnictwo Lannoo połączyło sto wiadomości telefonicznych, które wcześniej Bosmans spisał w niewielkiej książce Menslief, ik hou van je, czyli Moja droga, kocham Cię. W krótkim czasie była to najlepiej sprzedającą się książka we Flandrii.
W Niemczech sprzedano ją aż w dwóch milionach egzemplarzy. Do dziś na całym świecie sprzedano około 10 milionów egzemplarzy jego książek, które można czytać aż w dwudziestu sześciu językach.
W wydaniu tej pierwszej książki podjął duże ryzyko, ponieważ wbrew wszelkiemu komercyjnemu zdrowemu rozsądkowi domagał się nietypowego kształtu: wydłużonego, tak, aby nie mieścił się w regale. „Musi wystawać, aby o niej nie zapomnieć” – twierdził.
„To książka, którą należy mieć w swoim domu. Możesz czytać codziennie i czerpać z niej siłę, której potrzebujesz każdego dnia. Ojciec wierszami i powiedzeniami pokazuje ludziom całe dobro, jakie jest na tym świecie. Pozostawia słońce w twoim sercu i daje ci siłę, aby iść dalej w trudnych czasach. Te książki powinny być w każdym domu. Tak, to są witaminy dla twojego organizmu” – mówił jeden z zauroczonych czytelników.
Wypadek
W grudniu 1994 r. przeżył poważny wypadek samochodowy, w następnym roku przeszedł udar. Paraliż prawej strony był na tyle rozległy, że od tamtej pory poruszał się na wózku. Mimo to na tyle, na ile mógł, wciąż pracował. Nauczył się pisać lewą ręką i korzystać z komputera.
Na pytania dlaczego to się stało, mówił: „Jestem przekonany, że Bóg chce, aby człowiek był szczęśliwy. Wszystko w życiu jest po to, aby tak było. To ludzie powodują nieszczęścia i zło, nie Bóg. Gdy leżałem w szpitalu, ludzie przychodzili i pytali: Dlaczego to spotkało właśnie ojca, który zrobił tyle dobrego dla ludzi? To ma być zapłata od Boga? Zawsze odpowiadałem: A dlaczego nie ja? Dlaczego inni, a nie ja?Nie jestem lepszy od innych. W tym samym dniu, co ja, znajomy nauczyciel dostał wylewu krwi do mózgu. On nie może mówić. Ja jeszcze mogę”.
Ostatnie słowo
Do końca życia mieszkał i posługiwał w położonym niedaleko Antwerpii klasztorze w Kontich-Kazerne. To tam w styczniu 2012 r. zachorował na zapalenie oskrzeli, które trudno było leczyć. Przewieziono go do szpitala Sint-Jozef w Mortsel, ale stan nie poprawiał się. 17 stycznia 2012 r. zmarł. Jego ostatnie słowo? „Wdzięczność”.
„Znasz choć jedno życie, które nigdy nie zostało naznaczone krzyżem i cierpieniem? Człowieka, który nigdy nie doświadczył bólu? W każdym życiu zdarzają się czasy brzemienia i trosk, nocy i ciemności, strachu i rozpaczy, ale także czasy pełne radości i promyków słońca, pełne pokoju i ciszy, chwil pełnych błogości. W każdym ludzkim życiu są dni ponure, Wielkie Piątki, dni krzyża, niezależnie od tego, czy jesteś wierzący, czy nie. Jeśli podczas takich dni nie pogrążysz się w zgorzknieniu, w złości i rozpaczy, doznasz światła Wielkanocy” – pisał.
Pogrzeb wujka Phila
Ceremonia pogrzebowa odbyła się 25 stycznia w kościele św. Marcina w Kontich. Setki ludzi przyszły, aby go pożegnać. Prosta drewniana trumna ojca Phila została wniesiona do kościoła i umieszczona przed dużym ekranem z jego zdjęciem i przesłaniem: „Moje ostatnie słowo: wdzięczność”. Pochowano go na cmentarzu w Kontich.
Josée Bosmans, siostrzenica o. Phila Bosmansa, wspominała: „Dla nas był zwykłym wujkiem, który lubił odwiedzać Genk. Kasza gryczana z boczkiem, cygaro – naprawdę mógł się tym cieszyć. Opowiadał nam, co robi w Stowarzyszeniu bez Nazwy i dawał darmowe bilety na targi książki, na których podpisywał książki. Wujek Phil zawsze pozostawał bardzo przywiązany do swojej rodziny. Zawsze był obecny na uroczystościach rodzinnych”.
„Bądź delikatny i łagodny, także wobec starego ojca i wobec twojej starej matki. Okazuj im każdego dnia swoje serce. Ich szczęście leży w twoich rękach. Pomyśl o tym, że i ty także będzie kiedyś stary!” – radził.
17 stycznia 2022 r., w dniu rocznicy śmierci ojca Bosmansa, wystartowała strona internetowa.
Korzystałam z:
Artykuły prasowe na www.gva.be – tłumaczenia własne
Phil Bosmans, Przepisy na miłość – czyli mały przewodnik dla serca
Phil Bosmans, Przepisy na życie
Phil Bosmans, Tak powiedziane życiu
Phil Bosmans, Rozmowy do – prawdy
Źródło:www.aleteia.org